EMIGRACJAHISTORIE MIŁOSNE

NIEMIECKIE PIWO I AMERYKAŃSKI SEN, CZYLI MOJA NAJWAŻNIEJSZA PODRÓŻ

Chcesz poznać człowieka? Wyjedź z nim w podróż. Tak właśnie zrobiłam, żeby „przetestować” osobę, która miała mi towarzyszyć przez resztę życia. Tyle że wtedy jeszcze o tym nie wiedziałam. Chciałam po prostu zobaczyć Amerykę.

Zawsze marzyłam o podróży autem przez Stany Zjednoczone, takim prawdziwym “roadtrip” jak z filmu, z niekończącą się drogą, wiatrem we włosach, smakiem i zapachem amerykańskiej wolności. Chciałam zobaczyć te wszystkie znane miejsca: poleżeć na trawie w Central Parku, stanąć na skraju Wielkiego Kanionu, zagrać w ruletkę w Las Vegas, przejść się ulicami Miasta Aniołów… W głowie szumieli mi Steinbeck, Auster i Roth. Pieniądze były odłożone, książki, przewodniki i mapy kupione. Nie miałam tylko wizy i… osoby, która towarzyszyłaby mi w podróży.

Tak jak wiele kluczowych zdarzeń w naszym życiu, to też był przypadek. Przyjaciółka zaciągnęła mnie na Oktoberfest. Piwo, niemieckie przyśpiewki i pełno pijanych turystów. Nie chciałam jechać, ale miałam urlop i żadnych ciekawszych planów, więc pomyślałam: ok, najwyżej wrócę wcześniej. Poznaliśmy się w ostatni wieczór. Dziesięć lat starszy, łysy, w okularach i w dodatku Szwajcar. Gorzej chyba być nie mogło. Ale był zabawny i przetańczyliśmy kilka dobrych godzin na drewnianych ławach klejących się od piwa. Miesiąc później przyjechał w odwiedziny do Warszawy, potem ja do Zurychu i tak się zaczęło. Zaczęliśmy wspólnie podróżować, spotykaliśmy się w Berlinie, Pradze, Wiedniu, Lizbonie. Bardzo szybko okazało się, że jesteśmy idealnymi partnerami. W podróży. Do dzisiaj śmiejemy się, że ja znajduję ciekawe miejsca, a on drogę do nich.

Ale wróćmy do Ameryki. – Zawsze marzyłem o Stanach. Wiesz, autem, przez góry, pustynię – usłyszałam pewnego razu. Nie musiał powtarzać. Jedziemy! W tym czasie nasz związek na odległość trwał już prawie dwa lata i powoli zaczynaliśmy mieć dosyć odliczania czasu i spędzania wspólnego życia na lotniskach. Chcieliśmy zrobić następny krok, ale wciąż wisiało nad nami to najważniejsze pytanie: gdzie? W Warszawie, gdzie ja miałam swoją karierę, w Zurychu, gdzie on miał pracę, którą kochał i gdzie nasze wspólne życie z pewnością byłoby wygodniejsze, czy może gdzieś zupełnie indziej? Pięć tygodni w Ameryce miało nam pomóc dokonać wyboru. Wzięłam bezpłatny urlop w pracy, dostałam wizę, spakowałam się i poleciałam w swoją pierwszą podróż poza Europę.

Wylądowaliśmy w Nowym Jorku. Tam spędziłam swoje trzydzieste urodziny, które dzięki temu wcale nie bolały. Potem Kalifornia, Arizona, Utah, Kolorado… Cuda natury, wielkie miasta i malutkie mieścinki, gdzie czas się zatrzymał i gdzie odnalazłam Amerykę, o której do tej pory tylko czytałam. Kieliszek Chardonnay w Napa Valley, zachód słońca na plaży w Monterey, najlepsze burgery w przypadkowej knajpce w Russian Hill w San Francisco. I czas, którego tak bardzo brakowało nam na co dzień. Było magicznie i nawet drobne konflikty miały swój urok. Kilka tygodni w drodze dały mi więcej niż dwa lata wspólnych weekendów. „Test” zdany. Co dalej?

Rozstanie po pięciu tygodniach wspólnego podróżowania rozrywa człowieka na pół. Szłam przez lotnisko we Frankfurcie, skąd każde z nas leciało w swoją stronę i ryczałam jak bóbr. Ale wiedziałam już, że podjęłam decyzję. Tuż po powrocie ze Stanów rzuciłam pracę (Czy było trudno? Nie pamiętam…) i dwa miesiące później załadowanym po dach autem przekraczałam szwajcarską granicę. – Na urlop czy na stałe? – zapytał celnik. – Na stałe – rzuciłam, choć nawet teraz, po trzech latach mieszkania w Szwajcarii, nie odważyłabym się na taką deklarację.

Dzisiaj, dwa lata po ślubie, nadal jesteśmy idealnymi partnerami w podróży. Wróciliśmy też do Stanów, a stamtąd, już razem, do… domu? Tak określamy miejsce, gdzie obecnie żyjemy, nie nadając temu słowu żadnego głębszego znaczenia. To dom, nie Dom. Po tym będzie inny, a może inne. Bo „na stałe” chyba do nas nie pasuje.

Nie lubię określenia „podróż życia”, bo wierzę, że ta wciąż przede mną, ale wiem, że dokądkolwiek jeszcze nie pojadę, jedną z najważniejszych podróży mam już za sobą.

Agnieszka Kamińska / Szwajcaria / I’m not Swiss

________________________________________________________________________________________________

ZAPRASZAMY NA WIĘCEJ CIEKAWYCH ARTYKUŁÓW O EMIGRACJI NA NASZ PORTAL

POLKI NA OBCZYŹNIE

TagsUSA
Share:
%d bloggers like this: