WEGANIZM W USA

Nie jecie mięsa? Nawet kurczaka nie jecie (z jakiegoś, niezrozumiałego dla mnie powodu, wielu Amerykanów uważa, że kurczak to nie mięso)? Ale rybę chyba podgryzacie? Nie? A krewetki, homary i kryl? Przecież to owoce… morza. To cóż wy jecie? Już wegetarianie mają ciężki żywot, ale to twardy typ człowieka i lubi wyzwania. Od czasu do czasu taki wegetarianin rzuca się w paszczę lwa i staje się weganinem. Odstawia produkty zwierzęce, narażając się tym samym na jeszcze większe współczucie i pośmiewisko. Brak jaj, mleka, sera i masła w diecie weganina jest często powodem do szyderstw i społecznego odrzucenia. Jak żyć?
Mięsa nie jemy od zawsze. Z naszego doświadczenia nie jest trudno być wegetarianinem, szczególnie w tych czasach i w większości miejsc na świecie. W każdej restauracji jest duży wybór dań wegetariańskich, w wielu z nich są one oddzielnie wypisane w menu. W sklepach jest duży wybór bezmięsnych mrożonek, gotowych, szybkich dań, a dla martwiących się o poziom białka w organizmie, tysiące rodzajów wysokobiałkowych, bezmięsnych produktów. My poszliśmy o krok dalej. Przekupstwem i szantażem zachęciłam rodzinę i zostaliśmy weganami na północno-wschodnim wybrzeżu Stanów Zjednoczonych.
Pierwszym krokiem w wegańskiej przygodzie jest informacja i dostęp do niej. Większość informacji o wegańskim stylu życia jest w języku angielskim, więc głodny Amerykanin, który przewrócił właśnie swoje życie do góry nogami i wyczyścił lodówkę ze zwierząt, ma do nich łatwy dostęp. Istnieją tysiące stron internetowych na temat diety wegańskiej, organizacje, które nawet jeśli nie są z krajów anglojęzycznych, publikują na swoich stronach po angielsku. Są grupy wsparcia, które dla Amerykanów są nieodłącznym elementem wszelkiego rodzaju zmian, przewrotów i społecznego poruszenia, od rozwodu, poprzez macierzyństwo, do szydełkowania i weganizmu właśnie. Blogi i portale kulinarne, które oferują wyłącznie, albo w dużej mierze, przepisy wegańskie. Publikacje i opracowania naukowe, badania kliniczne wychwalające pod niebiosa dietę wegańską, filmy dokumentalne, wywiady, specjalistyczna pomoc – wszystko jak na dłoni.
Jeśli jest się osobą gotującą w domu i żeby była jasność, nie chodzi tu o osobę podgrzewającą mrożonki lub zawartość puszek, ale gotującą od podstaw, co w Stanach stanowi zagrożoną wyginięciem mniejszość, sytuacja jawi się bardzo optymistycznie. Moja teoria jest taka, że jest tyle niezwykle ciekawych, różnorodnych produktów, owoców, warzyw, mąk, ziaren, fasol i konsystencji tofu, bo nikt tego nie kupuje oprócz mnie i dwóch koleżanek ze szkoły jogi. Wszyscy inni wolą gotowce. Jest też mnóstwo rodzajów bezmlecznych jogurtów, mlek, serów do smarowania, do krojenia i do posypania. Do tego dochodzi fakt, że Stany Zjednoczone to kraj przyjezdnych, a ci w torbach taszczą swoje produkty, swoje przyprawy i zioła. Jeszcze nie udało mi czegoś nie dostać w tym kraju. Wszystko jest jeśli nie na miejscu, to do zamówienia, tylko fartuch w pasie przewiązać i gotować. Nie wspomniałam tylko o jakości niektórych produktów, szczególnie tych uprawianych na amerykańskich polach, podlewanych tutejszą wodą, podsypywanych i pryskanych tutejszymi nawozami. To jednak materiał na inny tekst. Na książkę nawet. Często pytają nas czy produkty wegańskie są droższe. Trudno powiedzieć. To zależy od wielu czynników. Jeśli ktoś je niezdrowo i płaci za słodycze, gazowane napoje, gotowe dania w pudełkach, woreczkach i sreberkach, płatki śniadaniowe z cukrem, bo tam jest samochodzik, to wegańska, zdrowa (bo na bank są niezdrowo jedzący weganie, ale ja nie o takich) dieta jest tańsza. Zależy również gdzie się kupuje. Są małe, lokalne, ekologiczne sklepy, które są bardzo drogie, a te same produkty można znaleźć w większych, sieciowych marketach. Wielu ludzi traktuje bycie weganinem jako inwestycję w swoje zdrowie i tej myśli się trzyma, robiąc zakupy.
Jeśli natomiast nie jesteś osobą gotującą, a chodzącą po restauracjach, to sytuacja już nie jest taka różowa. Trzeba szukać, pytać, czytać menu zanim się z wegańskim żołądkiem wyjdzie na miasto. Zdarza się, że oprócz frytek, nie wiadomo na czym smażonych, nie ma nic. W większych miastach jest oczywiście większy wybór, ale w małych, nadmorskich miasteczkach nikt sobie nie wyobraża, że można nie chcieć zjeść na kolację homara. Trzeba przyznać jednak, że obsługa w tutejszych restauracjach jest znakomita i jeśli się poinformuje, że się nie je nabiału ani mięsa, szef kuchni zawsze ukręci coś pysznego tylko dla weganina.
Najgorzej ma młody weganin w placówkach edukacji publicznej, w których podawany jest lunch. Nie zdarzyło mi się usłyszeć, czy przeczytać, że w jakiejś publicznej szkole jest wybór pełnowartościowego posiłku wegańskiego, bo pizza z zeskrobanym naprędce serem się nie liczy. Pomijam fakt, że lunche w szkołach publicznych w ogóle są koszmarne, ale byłoby miło gdyby, w ramach równości pokarmowej, zaoferowano jakąś zupę fasolową na warzywnym rosole i bez masła. Wegańskiemu dziecku byłoby miło i nie czuło by się odrzucone. A czuje się? Myślę, że może. Moje dzieci akurat nie mają problemu z tym, że koledzy i koleżanki pytają podejrzliwie co mamy na obiad, krzywią się na pastę z ciecierzycy, którą częstuje mój syn, odstawiają talerz kiedy kurczak w panierce okazuje się boczniakiem. Wierzę natomiast, że niektóre, szczególnie młodsze dzieci mogą mieć problem. Ale bywały też imprezy urodzinowe z wegańskim tortem z bitą, kokosową śmietaną i z lodami z nerkowców. Proszono o dokładkę, zadawano pytania, kiwano ze zrozumieniem dwunastoletnią głową. Nigdy nie zapomnę zaproszenia do amerykańskiego domu polsko-niemieckiej rodziny, którą zapomnieliśmy poinformować o naszej pokarmowej ułomności. Pora grillowania, a na grillu dwa rodzaje mięsa, w miskach, na stole marynowało się jeszcze kilka innych. Z przerażeniem patrzyliśmy na siebie. Trzeba im w końcu powiedzieć. Wytrzymaliśmy w takim mięsnym zawieszeniu dopóki gospodarz nie wyniósł talerza z kiełbasą oznajmiając, że to kiełbasa prosto z polskiego sklepu, specjalnie na nasz przyjazd. Powiedzieliśmy. Niemiec padł ze śmiechu na podłogę. Kiedy wstał, zabrał się za robienie makaronu. Takie reakcje to ja lubię.
Ania / USA / Aniukowe pisadło